Ma tylko 27 lat. Pierwszym objawem było pieczenie brzucha

Jeszcze niedawno był aktywnym sportowcem, piłkarzem. Piekący ból brzucha zamienił się jednak w koszmar. - Teraz grozi mi całkowity paraliż i ślepota - mówi WP Łukasz Felchner. 27-latkowi każdy może pomóc.

Dawid Borek
Dawid Borek
Łukasz Felchner Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Łukasz Felchner
Październik 2023 roku. To wtedy Łukasz Felchner, sportowiec z Zielonej Góry, dostał pierwszy sygnał, że z jego zdrowiem coś może być nie tak. Piekący ból brzucha jednak zbagatelizował. Myślał, że to nic groźnego. Mylił się. Dziś już wie, co mu doskwiera. I zdaje sobie sprawę, czym może grozić brak leczenia: całkowitym paraliżem i ślepotą.

TAK ZACZĄŁ SIĘ KOSZMAR


Minęły ledwie dwa tygodnie, a przeczulica skórna coraz mocniej dawała o sobie znać. Zaczęła opasać już cały brzuch i plecy, nasilał się ból. Każdy może sobie go wyobrazić: Łukasz porównuje go do silnego poparzenia słonecznego. Boli od samego myślenia. A u piłkarza był to dopiero początek koszmaru.

Kolejne wizyty u lekarzy, badania, testy, RTG, USG. Cały arsenał, odhaczanie kolejnych drzwi. I nic. Zero jakiejkolwiek wskazówki, co sieje spustoszenie w jego organizmie. A choroba postępowała. Minął miesiąc, a ta obejmowała już całą górną część ciała, aż do szyi, zaczęły drętwieć mu stopy.

- Po jakimś czasie ból był tak mocny, że nie mogłem spać po nocach - opowiada nam Łukasz. W końcu trafił do szpitala, stamtąd został odesłany na pogotowie. Zastrzyk przeciwbólowy tylko na chwilę załatwił sprawę. Gdy już chłopak nie mógł stać na własnych nogach, ponownie trafia do szpitala.

Kolejne badania pozwoliły postawić diagnozę: bardzo rzadkie ostre poprzeczne zapalenie rdzenia w chorobie demielinizacyjnej ośrodkowego układu nerwowego. To choroba, na którą rocznie w Polsce zapada od 1 do 4 osób na milion.

ZOBACZ WIDEO: Kwiatkowski ostro o kadrze Santosa. "Piłkarze nie wiedzieli, o co mu chodzi"

"NIE PRZYJMIEMY PANA"


Kolejne leki, sterydy, intensywna rehabilitacja. Oczywiście prywatna, bo na tą na NFZ Łukasz poczekałby - licząc od dziś - jeszcze dwa miesiące, do lipca 2024 r. I to tylko dlatego tak "krótko", bo na skierowaniu wpisano "pilne".

Był styczeń tego roku, gdy Łukasz ponownie trafił do szpitala na diagnostykę. Znany już zestaw: badanie neurologiczne i rezonans magnetyczny wykazały dalsze osłabienie czucia powierzchniowego w obrębie stóp i podudzi obu kończyn dolnych, przy znacznej regresji zmian zapalnych w badanych odcinkach rdzenia kręgowego.

Po dwóch tygodniach wrócił do szpitala w pogarszającym się stanie i z pilnym skierowaniem od neurologa do przyjęcia na oddział. "Nie przyjmiemy pana" - usłyszał. Został pozostawiony sam sobie. Bez badań, bez leków, bez rehabilitacji. Powód? - Usłyszałem, że ze względu na mój niedawny pobyt, a także wyniki badań, które jednoznacznie wskazują na regresję stanu zapalnego, nie zostanę przyjęty z powrotem do szpitala. Dostałem informację, że przy uszkodzeniu nerwów, do którego doszło w wyniku choroby, może po prostu co jakiś czas dochodzić do ponownego nasilania się pewnych objawów - mówi Łukasz.

A choroba postępowała, nogi stawały się coraz bardziej sztywne. Kolejny - który to już? - rezonans magnetyczny i konieczność pilnej hospitalizacji, tym razem w Szpitalu Klinicznym w Poznaniu. Stan Łukasza szybko się pogarszał. Doszło do silnych zaburzeń czucia i widzenia w jednym oku oraz całkowitego wyłączenia perystaltyki jelit. W dalszym ciągu utrzymywała się silna niedoczulica obu kończyn od poziomu stawów kolanowych.

Kolejne badania. Diagnoza: przewlekła choroba demielinizacyjna ze spektrum NMOSD. Decyzja o leczeniu immunosupresyjnym silnymi lekami sterydowymi.

NA NFZ NIE MA CO LICZYĆ


- Na ten moment staram się o przyjęcie na immunoterapię do szpitala MSWiA w Poznaniu. Kryterium dołączenia do programu leczenia przez NFZ jest bardzo wąskie i trzeba spełnić szereg czynników, by zostać zakwalifikowanym. A ja już niestety wiem, że najprawdopodobniej nie zostanę przyjęty - rozkłada ręce Łukasz.

Jedyna szansa: zakup leku na własną rękę. - Niestety na ten moment wymagam około pięciu wlewów immunoglobuliny. Koszt jednego wlewu to przedział 2,5-3 tys, zł. Później taki lek trzeba brać raz w miesiącu do końca życia - wylicza Łukasz.

I choć nie ma pewności, że drogi lek w ogóle zadziała, musi spróbować wszystkiego, by wrócić do zdrowia, do pracy, do sportu. - Niestety na ten moment lekarze nie są w stanie jednoznacznie postawić diagnozy, wiadomo jedynie, że jestem w grupie ryzyka z tendencją do kolejnych rzutów, dlatego muszę robić wszystko, żeby temu zapobiec - przyznaje.

Łukasz wie natomiast, co może się stać, jeśli nie zatrzyma choroby. - Nie mogę dopuścić do kolejnej reemisji stanów zapalnych - każdy kolejny grozi całkowitym paraliżem oraz ślepotą - stwierdza 27-latek walczący o zdrowie.

Każdy może mu pomóc. Założono zbiórkę z celem wyznaczonym na 100 tys. zł. Ludzie już ruszyli do pomocy: zebrano blisko 30 tys. zł, datki wpłaciło ponad 460 osób. Zbiórka dostępna jest TUTAJ.

Czytaj też:
Legia żegna Josue. Wiemy, jak zareagował
Niepewna przyszłość Roberta Lewandowskiego? Zaskakujący zapis w umowie

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×