Adam Giernalczyk: Sawicki i Żyto nie mają klasy. Kulisy mojego zwolnienia z klubu (wywiad)

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Oliwer Kubus / Na zdjęciu: Adam Giernalczyk (w środku)
WP SportoweFakty / Oliwer Kubus / Na zdjęciu: Adam Giernalczyk (w środku)
zdjęcie autora artykułu

Były menedżer Kolejarza Opole, Adam Giernalczyk opowiada o kulisach pracy i rozstania z klubem. Jak podkreśla, jest rozgoryczony stylem, w jakim się z nim pożegnano. - Prezes Sawicki i wiceprezes Żyto zachowali się po wieśniacku - mówi Giernalczyk.

Michał Wachowski, WP SportoweFakty: Mógłby pan przybliżyć całą swoją historię z Opolem od początku. Jak zatem rozpoczęła się pana współpraca z Kolejarzem? Adam Giernalczyk, były menedżer Stal-Met Kolejarza: Mój kontakt z Opolem miał miejsce na początku 2016 roku. Zadzwonił do mnie mój serdeczny kolega Janusz Stepek z pytaniem czy nie chciałbym przyjść na menedżera Kolejarza. Po rozmowie z prezesami Ostrovii Radkiem Strzelczykiem i Waldkiem Górskim i ich zgodzie - tam bowiem miałem umowę, a Ostrów w lidze nie jechał - przybyłem na spotkanie z panem Andrzejem Hawrylukiem. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się tak konkretnej rozmowy i tak konkretnego człowieka. Dogadaliśmy się w 15 minut. Po tak krótkiej rozmowie łatwo było wywnioskować, że prezes bardzo dobrze zna się na żużlu, jak i na biznesie. Byłem naprawdę pozytywnie zaskoczony.

Jakie postawiono przed panem cele na sezon 2016?

Naszym założeniem było wygrać z Kolejarzem Rawicz, by nie zająć ostatniego miejsca w lidze. Jak wszyscy wiemy, udało nam się dodatkowo wygrać pierwszy mecz z Polonia Bydgoszcz i Wandą Kraków, a przysłowiowego łutu szczęścia brakło do tego, by pokonać Wybrzeże Gdańsk. W całym sezonie nie zdarzyło się, żeby kiedykolwiek, Andrzej Hawryluk bądź też jego najbliżsi współpracownicy: Piotrek Kumiec i Darek Chwist, ingerowali w moją lub też trenera Wojtka Załuskiego decyzję. Oczywiście rozmawialiśmy często na różne tematy związane z drużyną, ale nigdy nie było żadnej ingerencji. Decydował sztab szkoleniowy.

Czy przedłużenie współpracy na sezon 2017 było formalnością?

Po zakończeniu rozgrywek Andrzej Hawryluk podjął ze mną rozmowy o kolejnym sezonie. W sumie nie namyślałem się długo. Wszystko pasowało i bardzo dobrze współpracowało mi się z Wojtkiem Załuskim, więc zgodziłem się od razu. Nie wiedziałem jednak jednego. A mianowicie czego?

Tego, że do Opola wróci jednak Piotr Żyto. Gdybym wtedy to wiedział, na pewno podjąłbym inna decyzję, tym bardziej że znam go doskonale i wiem jaki to jest człowiek. Zresztą wiele osób może to potwierdzić i na temat tego pana dużo powiedzieć. [b]ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody. Możliwy deszcz w całej Polsce

Pomimo tego zdecydował się być pan menedżerem. [/b] Tak, ponieważ już wtedy byłem dogadany z Kolejarzem. Prawdziwa katastrofa nastąpiła dopiero, gdy z zarządu ze względu na bardzo dużo obowiązków zrezygnować musieli Andrzej Hawryluk i Piotrek Kumiec. Do zarządu prezes dokoptował m.in. Piotra Żytę i wtedy zaczęło się robić ciekawie.

Co ma pan na myśli?

Przed sezonem prezes zrobił spotkanie zarządu ze mną, Wojtkiem Załuskim i Markiem Mrozem. Oczywiście na spotkaniu był podział ról, gdzie się dowiedzieliśmy że naszym bezpośrednim przełożonym będzie... Piotr Żyto. Nasz nowy przełożony powiedział wtedy między innymi, że walczymy o play-offy i super by było, gdybyśmy się tam dostali, a on zapewnia że wszyscy razem zaczynamy ten sezon i w takim składzie go kończymy. Jak wiemy z tego składu nie ma już w zarządzie Darka Chwista, mnie i Wojtka Załuskiego, który ostatnio również złożył rezygnację, dobitnie tłumacząc swoją decyzję.

Dlaczego, pomimo - jak zakładam - szczerych chęci z obu stron, współpraca zakończyła się fiaskiem?

Gdy wystartowała liga, zaczął się cyrk. Pierwsza teza zarządu była taka, aby na mecz do Gniezna jechać rezerwowym składem, bo jak to prezes Sawicki powiedział: i tak nie mamy szans wygrać tego meczu. Na to jednak ja wraz z Wojtkiem Załuskim kategorycznie się nie zgadzaliśmy. Ostatecznie dano więc nam zgodę na podany przez nas skład. Po treningach, które udało nam się rozegrać, a pozostałe zaplanowane ze względu na pogodę nie zawsze mogły się odbyć, ustaliliśmy z Wojtkiem Załuskim skład, po czym podszedłem do zarządu, pytając się czy jest w porządku. Nie było wtedy żadnych uwag. W piątek przed meczem w Gnieźnie zadzwonił do mnie jednak prezes Sawicki, z pytaniem dlaczego jedziemy tak silnym składem. Wtedy po prostu zaniemówiłem. Pomyślałem sobie: ten pan chyba nie wie, o co pyta. Odpowiadam więc: a kim mamy jechać? Przecież nie było żadnych uwag co do składu ze strony zarządu. Prezes mimo tego nalegał, że może by go zmienić. Odparłem mu na to, że teraz możemy dokonać już co najwyżej dwóch zmian. Jego niewiedza w tym temacie uświadomiła mi, jak ten pan zna się na tym sporcie. Byłem przerażony tą rozmową.

Jeśli chodzi o same zawody: do siódmego biegu w Gnieźnie mecz nie układał się po naszej myśli, jednak po krótkim spotkaniu z zawodnikami zaczęliśmy odrabiać straty. Dlatego też uważam, że wynik 37:53 dla gnieźnian nie był aż tak zły. Gdyby pan Żyto pozwolił mi na wstawienie Woelberta w 14. biegu z rezerwy taktycznej, rezultat byłby jeszcze korzystniejszy. Niestety usłyszałem że musimy oszczędzać, a to i tak nic nie daje, więc pojechał w tym biegu Stachyra.

Podobno miał pan duże wątpliwości w sprawie toromistrza?

Przed pierwszym meczem ligowym z klubem pożegnał się Leszek Strokowski, bardzo dobry toromistrz, z którym współpraca udanie się układała. Ta decyzja mnie bardzo zaskoczyła i zmartwiła. Tym bardziej, że nie bardzo widziałem jego następcy. No, ale pan Żyto szybko go znalazł i toromistrzem został Darek Kamiński - ojciec juniora Kolejarza Opole, Kamila Kamińskiego. Spytałem więc pana wiceprezesa, jak to będzie wyglądało. Przecież Darek zawsze jest przy synu i jego motocyklach w parku maszyn. Na co usłyszałem odpowiedź, że on gwarantuje, że Darek poradzi sobie zarówno w jednej, jak i drugiej roli. To dla mnie dziwne i chore. Cóż miałem jednak do gadania, skoro taką decyzję podjął wiceprezes przy aprobacie samego prezesa. A pan Sawicki w każdym temacie słuchał się tego, co mówił mu pan Żyto.

Co działo się dalej? Na następny mecz musieliśmy czekać do 7 maja, bo pan Żyto przełożył mecz z Rawiczem. Dla mnie totalna bzdura i kolejna chora decyzja. Uważam, że szukał na mnie haka, a doskonale wiedział, że ten mecz wygramy, więc nie miałby argumentu, że wszystkie mecze przegrywam. Nadeszła więc sobota 6 maja i czas na trening. Niestety ze względu na opady deszczu nie mogliśmy tego treningu przeprowadzić. Przyszło nam więc jechać z KSM-em Krosno po prostu z marszu. Mało tego, przełożono eliminacje Grand Prix i Woelbert nie mógł przyjechać na nasz mecz, więc w trybie awaryjnym ściągnęliśmy Soegarda, no i nadal nie mogłem skorzystać z Krzywosza, który był bez kontraktu. Mecz nie był dla nas szczęśliwy i ostatecznie przegraliśmy jednym punktem. Oczywiście tylko mi się dostało po głowie od prezesa za tę porażkę, bo jak to powiedział: mecz miał być wygrany, a jest przegrany. I wtedy usłyszałem, że zostaję zwolniony z klubu. Po tych słowach w mojej obronie stanął Darek Chwist i sprawa została załagodzona. W tym momencie swoje trzy gorsze wtrącił pan Żyto, zarzucając, że jak to jest, iż trener czy menadżer nie mierzą czasów na próbie toru. Niestety pan wiceprezes pomylił się, bowiem ja czasy zawsze mierzyłem, również i przed tym meczem. Zresztą mu to pokazałem. Myślę, że miny pana Żyty nie muszę opisywać. Zostałem na stanowisku, ale całe zdarzenie miało dalsze konsekwencje. Kilka dni później rezygnację złożył Darek Chwist. Widząc, co się dzieje w klubie i jak to wszystko wygląda, wolał podziękować.

Czy w relacjach z zawodnikami też pojawiały się problemy? Tak, może przybliżę tę sytuację. W związku z tym że mecz z KSM-em Krosno został przegrany, decyzja zarządu była taka, by obowiązkowo treningi odbyły się w piątek i sobotę. Jak się okazało, w piątek nie przyjechał ani Stachyra (usprawiedliwiał się, że ma sprawę w sądzie), ani Gomólski, który był przez cały tydzień chory. Obaj zjawili się w sobotę, a że tak się złożyło, że Łopaczewski był obecny na treningu i w piątek i w sobotę. Wygrywał praktycznie wszystkie biegi, więc z Wojtkiem Załuskim podjęliśmy decyzję, że właśnie on pojedzie w zawodach ligowych. Oczywiście decyzja bardzo nie spodobała się panu Gomólskiemu, który stwierdził, że mówienie, iż nie jedzie w meczu, bo był cały tydzień chory i pojechał gorzej na treningu, jest słaba. Na każdym kroku podkreślał, że jest bardzo dobrze przygotowany. Pan Gomólski wraz z panem Stachyrą uzgodnili, że tak być nie może i chcą rozmawiać z zarządem. Takie spotkanie odbyło się po meczu z Motorem.

Zanim jednak zawody z Lublinem się zaczęły, pan Żyto poprosił mnie, żeby zrobić jeszcze jedno spotkanie z zawodnikami. Byłem pewny że wiceprezes chce jeszcze ze swojej strony zmotywować chłopaków. Gdy pracowałem jeszcze w Orle Łódź, zdarzało się, że takie spotkania robił prezes Witold Skrzydlewski. Pamiętam, że niejednokrotnie stawiał sprawę jasno na spotkaniu z zawodnikami. Mówił, że za wygrany mecz jest określona pula dodatkowych pieniędzy do podziału. Motywował tym zawodników. Niestety pan Żyto tak nie postąpił, a to, co usłyszałem zszokowało mnie. Głównym tematem spotkania było to, że od tego meczu każdy bieg przegrany 1:5 będzie skutkował płaceniem 25-procentowej stawki kontraktowej zawodnika za ten zdobyty punkt, jak to podkreślił: zgodnie z regulaminem GKSŻ. Proszę powiedzieć jak zawodnik ma przed tak ważnym meczem się skoncentrować, jeśli godzinę przed jego rozpoczęciem dowiaduje się o takich rzeczach? Każdy klub ma do tego prawo i pewnie niejeden z tego korzysta, ale zawsze można było to zrobić w bardziej korzystnym momencie, na przykład po sobotnim treningu.

Na drugiej stronie Adam Giernalczyk opowiada o kulisach zwolnienia z klubu. [nextpage]

Wspomniał pan o spotkaniu Gomólskiego i Stachyry z zarządem po meczu z Lublinem. Czy sztab szkoleniowy też w tej rozmowie uczestniczył?

Tak. Tylko, że odbyło się to w warunkach zupełnie niegodnych takiego spotkania: na skarpie przed biurem zawodów, przy osobach trzecich. Dla mnie to wstyd, żeby w takich warunkach rozmawiać o tak ważnych sprawach. Oczywiście najwięcej do powiedzenia mieli Gomólski i Stachyra. Usłyszałem, że ja na żużlu nigdy nie jeździłem, więc nie mam co dyskutować. Pan Gomólski zapomniał tylko, że ja od jeżdżenia nie jestem, tylko on. Natomiast Wojtek Załuski usłyszał że jest... Eh, tego słowa nie zacytuję, bo się po prostu nie nadaje do wywiadu. W każdym razie sens był taki, że z niego żaden trener i kompletnie nic nie wnosi do drużyny. To był żenujący wywód ze strony Gomólskiego. Do tej rozmowy włączył się pan wiceprezes Żyto, który stwierdził, że w takim razie w następnych dwóch meczach pojadą ci sami zawodnicy, żeby jak to określił: mieli spokojną głowę. Prezes poprosił o minutkę przerwy, po czym poszedł się naradzić z wiceprezesem ds. sportowych i po powrocie na skarpę stwierdził, że muszą zajść zmiany w sztabie szkoleniowym. Wtedy też podziękował mi za współpracę.

Boli mnie to, w jaki sposób się ze mną pożegnano. Wychodzę z założenia, że coś się kiedyś zaczyna i coś się kiedyś kończy. Powinno jednak odbyć się to w sposób kulturalny, a nie po wieśniacku. Do mego zwolnienia doszło w dniu moich okrągłych urodzin i to przy ludziach postronnych, na trawie, na skarpie. Dla mnie prezes Sawicki i wiceprezes Żyto nie mają żadnej godności. Każdy człowiek który ma choć trochę kultury zrobiłby to w inny sposób.

Czy żal było panu opuszczać tę drużynę? Oczywiście że tak. Cieszy mnie w każdym razie jedno: że jadą chłopacy, których ja sprowadziłem do drużyny: w ubiegłym roku Denisa Gizatulina i w tym roku Kevina Woelberta. Dziękuję im za to, bo robią naprawdę dobrą robotę i cieszą serca opolskich kibiców a to się im naprawdę bardzo należy za żywiołowy doping i bycie z drużyna na dobre i na złe. Mogę zapewnić, że jeśli w przyszłym roku będę prowadził jakikolwiek zespół czy to jako menedżer czy też kierownik drużyny, na pewno będę za tym , by poszli za mną.

Rozumiem, że do Poznania na kolejny mecz już pan nie pojechał?

Zakończyłem pracę w Kolejarzu, więc nie mogłem już prowadzić Kolejarza, ale udałem się oczywiście prywatnie na mecz do Poznania. Ręce mi wtedy opadły jak widziałem przebieg tego meczu. Poziom prezentowany przez panów, którzy tydzień wcześniej tak mocno krzyczeli, jak to są dobrze przygotowani a nie jadą, przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. A najbardziej mnie rozbawił wpis prezesa Sawickiego po meczu, jak to jest zadowolony ze współpracy z panem Żyto, czyli nowym menedżerem. Mówił też o tym, jakiej poprawie uległa atmosfera w zespole i jak to wszystko nowy szkoleniowiec poukładał. Ja nie wiem, jak prezes klubu - zresztą udający, że się na tym sporcie tak dobrze zna - może chwalić menedżera, który wygrany mecz przegrywa, a w drugim biegu puszcza na start zawodnika bez plastronu. Mało tego, wiem z kilku źródeł, że niewiele brakowało, a Gomólski z Rempałą pobiliby się w parku maszyn. Czy właśnie tak wygląda ta doskonała atmosfera? Jestem ciekawy, jak pan Sawicki rozliczył menedżera Żytę za ten mecz.   Nie uważa pan że błędem było też to że klub nie wysłał na eliminacje Indywidualnych Mistrzostw Polski swoich zawodników, którzy zostali nominowani przez GKSŻ? To przecież doskonałe przetarcie przed zbliżającym się następnym meczem ligowym?

Oczywiście że tak. Nie rozumiem, dlaczego menedżer Żyto nie wysłał tam Dawida Stachyry i Marcina Rempały. No cóż, lepiej zrobić w piątek i sobotę trening w Opolu przed bardzo ważnym meczem z Ostrovią, niż jechać w eliminacjach. Gratuluję panu Życie tej decyzji. Każdy doskonale wie, że jakiekolwiek zawody są lepsze niż kilka treningów. A Tomka Rempały, który nie ma dobrego początku sezonu i dostał ostatecznie nominację na start w IMP, pan menedżer nie poinformował, że ma się stawić w Krośnie. Szkoda, bo może by coś ciekawego Tomek pokazał, a tak siedział w domu. No, ale kary Pan Żyto nie zapłaci, tylko Tomek Rempała.

Po pana zwolnieniu zła passa Kolejarza Opole się nie odwróciła. Mecz z Ostrovią u siebie też został przegrany.

Tak. To kolejna porażka pod wodzą menedżera Żyty, znów na własne życzenie. Takie są jednak efekty trenowania na twardym torze, a po treningu bronowania go. Pan Żyto tak o to zadbał, że na cztery godziny przed zawodami nawierzchnia była nieregulaminowa. No, ale i tym razem kary nie zapłaci menedżer, tylko klub. Niestety pan prezes Sawicki w ogóle tych rzeczy nie dostrzega.

Rozumiem, że w pana opinii pan Sawicki nie jest godnym następca prezesa Andrzeja Hawryluka?

Dla mnie, zresztą jak i dla wielu osób, pan Sawicki to człowiek nieodpowiedzialny i fałszywy, nie umiejący samemu podjąć decyzji, a bazujący na doradcach, którzy robią robotę dla siebie. Można przytoczyć jeszcze jedno zdanie, które pokazuje, jak można ludzi okłamywać. Najpierw Wojtek Załuski oficjalnie rezygnuje sam z funkcji trenera, a kilka godzin później prezes Sawicki oświadcza, że po uzgodnieniu z Załuskim zostaje on trenerem szkółki. Przecież to jest czyste kłamstwo. No, ale wyraźnie kolejny raz pan prezes chce się wybielić przed kibicami. Nie każdy człowiek nadaje się na dane stanowisko i ten pan niestety jest tego dobitnym przykładem.

Kończąc wątek atmosfery w klubie, proszę zauważyć, że w zarządzie nie ma już nikogo z ludzi, którzy są przy Andrzeju Hawryluku, a rezygnacja Wojtka Załuskiego z funkcji trenera mówi samo za siebie. Ja się nie dziwię Wojtkowi. To naprawdę bardzo dobry fachowiec, bardzo dobrze się z nim współpracuje, ale ile można robić z człowieka idiotę i nim pomiatać? A tak robił pan wiceprezes, odwołując m.in. kilkakrotnie treningi zaplanowane przez Wojtka, w niektórych przypadkach nawet go o tym nie informując.

Słuchając pana słów, czuć smutek i rozczarowanie.

Czuć smutek, bo szkoda mi tego, co zbudował Andrzej Hawryluk wraz ze swoimi współpracownikami: Piotrkiem Kumcem i Darkiem Chwistem. To był naprawdę poukładany klub pod każdym względem. Zresztą mam dobre porównanie, bo w ubiegłym roku pracowałem w Ostrowie i Opolu. Proszę zobaczyć, w którym miejscu jest dziś Ostrovia, a w którym Kolejarz. Poprzedni zarząd w Opolu wykonywał swoją pracę bardzo dobrze, tak samo jak Radek Strzelczyk i Waldek Górski w Ostrowie. Tyle tylko, że w Ostrowie te osoby dalej działają, mając atmosferę w drużynie i w klubie, a co za tym idzie również i wynik. W Opolu natomiast ludzie się zmienili i efekt jest widoczny, ale niestety negatywny. Bo jak to mówi pan prezes, do klubu weszła "nowa jakość", którą doskonale dziś każdy widzi.

Źródło artykułu: