Pekin 2022. Jeśli nie Kruczek, to kto? "Kolejną opcją będzie trener z zagranicy"

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Łukasz Kruczek
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Łukasz Kruczek
zdjęcie autora artykułu

Polskie skoczkinie nie radzą sobie w rywalizacji z zagranicą. Część skoków jest wręcz fatalna, poprawy sytuacji nie widać od lat. Pojawia się coraz więcej pytań o przyszłość trenera Łukasza Kruczka. - Coś trzeba z tym zrobić - podkreśla Adam Małysz.

Dyrektor w Polskim Związku Narciarskim wielokrotnie mówił o konieczności uderzenia pięścią w stół. Szczególnie po fatalnym starcie podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Oberstdorfie. - Widziałem, że nie ma odpowiednio mocnego traktowania naszej kadry. Trzeba było powiedzieć: "Słuchajcie dziewczyny, należy to robić tak i tak". Konkretnie. Nie zawsze trzeba głaskać. Nie jest łatwo prowadzić kadrę kobiet, bo w grę wchodzą olbrzymie emocje i nastroje. Dziewczyny albo płaczą, albo się śmieją, trudniej o momenty pełnej stabilizacji emocjonalnej - tłumaczy legenda polskich skoków w rozmowie z WP SportoweFakty. I dodaje, że nasze zawodniczki dostają wszystko, czego potrzebują. A Kruczek ma wolną rękę w pracy z dziewczynami. "Niczego im nie brakuje". - Może aż za mało w tym wszystkim było walki z ich strony. Zatrudniliśmy Łukasza, bo byliśmy przekonani, że to właściwa osoba. Z Kamilem wywalczył podwójne złoto, ma sukcesy na koncie. We Włoszech może nie szło tak, jakby sobie życzył, ale to specjalista w swojej dziedzinie. Na podsumowanie jeszcze przyjdzie pora. Ale na pewno coś trzeba będzie z tym zrobić - deklaruje Małysz.

Problem w kadrze w rozmowie ze skijumping.pl poruszyła Nicole Konderla. Wprost przedstawiła, jak sprawa wygląda z jej perspektywy: - Nie jesteśmy jednością. Nie mamy wspólnego celu i nie pracujemy na niego. To wszystko jest rozwalone. Jesteśmy dużą grupą i powinniśmy się wszystkie wspierać, a nie podcinać skrzydła. Są różne wizje i mam wrażenie, że grupa wyżera się od środka. Podczas igrzysk na jaw wyszła sprawa z zakazem wypowiedzi polskich skoczkiń do mediów. Po czasie okazuje się jednak, że nie była ona tak jednowymiarowa, jak sądzono. A przynajmniej według dyrektora w PZN. - Kadra dostała polecenie, żeby nie jeździć do studia do Warszawy. I głównie o to chodziło. Kamila pojawiała się w studiu, a na drugi dzień jechała na zawody czy na zgrupowanie. Stąd postanowienie, żeby przed igrzyskami takich rzeczy nie robić. Ale nie było żadnych zakazów. A o zakazie wypowiedzi w social mediach nic nie wiem. Mamy demokrację i każdy może pisać oraz mówić, co tylko chce - twierdzi Małysz. Nie da się oprzeć wrażeniu, że po fatalnych wynikach polskich skoczkiń, pozycja Kruczka jest zagrożona. Małysz nie chce tak stawiać sprawy, ale nie ukrywa, że trenera trzeba rozliczyć z pracy, jaką wykonał podczas sezonu. - Trzeba posłuchać jego argumentów. Zadamy pytania, skąd taka sytuacja, dlaczego nie ma poprawy. Zbierze się prezydium w związku i będziemy prowadzić rozmowy, co zrobić, aby progres był widoczny. Jeśli natomiast Łukasz zrezygnuje z pracy jako trener pań lub taka decyzja wyjdzie ze strony związku, to kolejną opcją będzie raczej trener zagraniczny, który może przynieść ze sobą konkretne rozwiązania. Chodzi o osobę, która już pracowała z dziewczynami i ma w tym doświadczenie. To jest zupełnie inna praca niż z mężczyznami, stąd taka potrzeba - reasumuje Małysz.

Mocne słowa polskiej skoczkini o kadrze. "To wszystko jest rozwalone" >> Po ceremonii otwarcia mówił o nim cały świat. Samoańczyk pisze historię igrzysk >>

ZOBACZ WIDEO: Jaki jest problem ze skokami kobiet w Polsce? Ekspert widzi winowajcę kryzysu

Źródło artykułu: