Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. VI

Zdjęcie okładkowe artykułu: East News
East News
zdjęcie autora artykułu

- "Magic" Johnson jest moim przyjacielem - mówił Isiah przed pierwszym meczem finałowej serii sezonu 1987/88 pomiędzy Detroit Pistons a LA Lakers. - To jeden z najcudowniejszych facetów pod słońcem.

W tym artykule dowiesz się o:

Dwaj utalentowani rozgrywający w życiu prywatnym rzeczywiście stanowili parę dobrych kumpli i przy wielu okazjach odwiedzali się nawzajem w swoich domach. Kiedy jednak przychodzi do rywalizacji o mistrzostwo NBA, nie ma miejsca na sentymenty, więc Earvin nie zamierzał ułatwiać Thomasowi drogi po jego pierwszy pierścień. Dla Tłoków zmagania przeciwko Jeziorowcom zaczęły się wyśmienicie, bo od triumfu 105:93 w hali Forum. Dwa następne starcia padły jednak łupem podopiecznych Pata Rileya, więc należało czym prędzej wziąć się do roboty. Ekipa ze stanu Michigan potrafiła się mobilizować w trudnych sytuacjach, dlatego przed meczem numer sześć stan rywalizacji brzmiał 3-2 na korzyść teamu prowadzonego przez Chucka Daly'ego.

Przed piątym starciem finałowej serii będąca w zaawansowanej ciąży Lynn urodziła małego Joshuę, co dodało Isiah sporo energii. W trakcie starć z zespołem z Kalifornii rozgrywający rodem z Chicago nie czuł się dobrze. Rzucał ze słabą skutecznością i narzekał na potworny ból pleców, który musiał uśmierzać przy pomocy leków. Na dodatek ze względu na zbliżające się rozwiązanie miał problemy ze snem. Bez względu jednak na wszelkie przeciwności, drużyna z Detroit była o zaledwie krok od spełnienia marzeń i pokonania faworyzowanych Lakersów.

Jeszcze osiem sekund przed końcem szóstego meczu Pistons przegrywali zaledwie jednym punktem i byli przy piłce. Joe Dumars nieco z przypadku mógł być autorem akcji przesądzającej o mistrzostwie. Gracz Detroit niestety chybił, a Dennis Rodman bezskutecznie walczył o zbiórkę i piłka wylądowała za linią boczną. Na marne poszedł też cały wysiłek Isiah, który ze skręconą kostką uzbierał 43 punkty, 8 asyst, 6 przechwytów i 3 zbiórki. - To co on wyprawiał w drugiej połowie, było niesamowite - ocenił Pat Riley.

Co ciekawe, jeszcze przed niecelnym rzutem Dumarsa miała miejsce dość kontrowersyjna sytuacja, gdy Kareem Abdul-Jabbar wykorzystał dwa rzuty wolne po domniemanym faulu Billa Laimbeera. Nawet ówczesny coach Jeziorowców, Pat Riley, uważa dziś, że sędzia popełnił błąd odgwizdując przewinienie gracza "Bad Boys": - W 1988 roku roku, kiedy byliśmy górą nad Tłokami, faul odgwizdany na Abdul-Jabbarze był wyjęty z kapelusza. Kareem wykonywał rzuty wolne i ręka mu nie zadrżała. Zawsze zachowywał spokój w takich momentach. Musiał je trafić i trafił. Dzięki temu prześlizgnęliśmy się do spotkania numer siedem i wygraliśmy całą serię.

W meczu numer siedem grający z urazem Thomas był już cieniem samego siebie. Lakersi w pewnym momencie spotkania prowadzili już różnicą piętnastu punktów, ale dzięki skutecznej defensywie i znacznym udziale Dennisa Rodmana Tłoki zdołały zmniejszyć straty, które na minutę przed końcową syreną wynosiły zaledwie dwa "oczka". Do zwycięstwa znów zabrakło im jednak zimnej krwi - "Robak" najpierw sfaulował "Magica Johnsona", który stanął na linii rzutów wolnych, a trzydzieści dziewięć sekund przed końcem czwartej kwarty oddał nierozważny rzut, całkowicie przekreślając szanse Pistons na triumf.

Żaden zespół nie jest w stanie odnieść wielkiego sukcesu, jeśli występujący w nim zawodnicy zamiast monolitu tworzą zlepek indywidualności. Tłoki w połowie kampanii 1988/89 legitymowały się bilansem 29-13 i nic nie wskazywało na to, że wkrótce przestaną być teamem dobrym, ale zbyt słabym na sięganie po najwyższe laury. W szeregach Pistons istniał bowiem konflikt dwóch silnych osobowości - Isiah Thomasa oraz Adriana Dantleya. Ten pierwszy oskarżał tego drugiego o pazerność i samolubność, a generalny menadżer klubu, Jack McCloskey, w celu ratowania sezonu wymienił tego drugiego na starego kumpla Isiah - Marka Aguirre'a z Dallas Mavericks. Transakcja ta zaskoczyła wielu obserwatorów, a od drwin nie mógł powstrzymać się środkowy Mavs - Sam Perkins: - Powinniśmy zorganizować całodniową imprezę, żeby uczcić jego odejście. Chłopakom z Detroit życzę powodzenia, bo na pewno im się to teraz przyda.

- W Dallas byłeś gwiazdą - rzekł "Zeke" witając w drużynie swego dobrego kolegę. - Tutaj jednak nasz dziewiąty zawodnik jest tak samo popularny jak ty. Prawdziwych mężczyzn podobno poznaje się nie po tym jak zaczynają, lecz po tym jak kończą. Aguirre w Teksasie miał opinię łasego na rzuty, ale przybywając do Michigan wyzbył się dawnych naleciałości i stał się częścią perfekcyjnie zaprogramowanej maszyny do wygrywania. Isiah wreszcie mógł współpracować z kimś, kto go nie irytował, a Pistons do końca kampanii zasadniczej przegrali tylko sześć spotkań, kończąc zmagania z najlepszym w całej lidze bilansem 63-19. "Mikrus" także coraz bardziej poświęcał się dla zespołu, po raz kolejny obniżając swoje statystyki. Zdobywał średnio 18,2 "oczka", dokładając do tego 8,3 kluczowego podania, 3,4 zebranej piłki oraz 1,7 "kradzieży". W lutym znów zagrał w All-Star Game, ale na indywidualne nagrody nie miał już co liczyć. Zresztą o nich nawet nie myślał, gdyż w jego głowie tliła się tylko jedna myśl: sięgnąć po upragniony tytuł.

W drodze do finałowej serii kampanii 1988/89 Tłoki pokonały kolejno 3-0 Boston Celtics Larry'ego Birda, 4-0 Milwaukee Bucks oraz 4-2 Chicago Bulls dowodzonych na parkiecie przez głodnego sukcesów Michaela Jordana. Najtrudniejsza okazała się oczywiście przeprawa z Bykami. Gdy w wygranym 100:91 starciu numer dwa Isiah uzbierał 33 punkty, tuż po końcowej syrenie jako kapitan zwołał nadzwyczajne spotkanie drużyny, na które wstępu nie miał nawet trener. Gdy zebranie wreszcie dobiegło końca, wytłumaczył czemu miało służyć: - To nie jest dobre dla zespołu, kiedy jeden zawodnik zdobywa tyle "oczek", ile ja dziś rzuciłem. Tworzymy tak dobry team, ponieważ mamy w składzie sześciu graczy, których stać na dwucyfrowe zdobycze. [nextpage]

O tytuł Pistons znów przyszło się zmierzyć z Los Angeles Lakers napędzanymi przez "Magica" Johnsona, Kareema Abdul-Jabbara oraz Jamesa Worthy'ego. Choć naprzeciw siebie stanęły dwie najlepsze drużyny ligi, to tym razem ekipa ze stanu Michigan zwyczajnie upokorzyła Kalifornijczyków, triumfując 4-0. "Zeke" w finałowej serii dawał Tłokom więcej niż podczas regular season, ale nagroda MVP zasłużenie przypadła Joe Dumarsowi, który spisywał się jeszcze lepiej. Thomas mógł się jednak tylko cieszyć, gdyż po latach niepowodzeń wreszcie osiągnął to, na czym zależało mu najbardziej. Mistrzowie NBA zapisują się bowiem w historii basketu na wieki.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc ekipa z miasta General Motors miała chrapkę na tytuł również w kampanii 1989/90. Oprócz "Mikrusa" trzon Tłoków stanowili wówczas Bill Laimbeer, Joe Dumars, James Edwards, Dennis Rodman, Mark Aguirre, Vinnie Johnson oraz John Salley, a bilans 59-23 w sezonie zasadniczym dawał nadzieję na naprawdę zadowalający rezultat końcowy. Przez dwie pierwsze rundy play-off's Pistons przeszli jak burza, odprawiając z kwitkiem 3-0 Indianę Pacers i 4-1 New York Knicks. W finale Wschodu Isiah i spółka stoczyli natomiast pasjonujący bój z jordanowskimi Bykami, zakończony kolejnym sukcesem, tym razem 4-3. O triumfie "Bad Boys" zdecydowała przewaga własnego parkietu.

W finałowych starciach chłopcy Chucka Daly'ego trafili na dość nieoczekiwanych przeciwników, czyli Portland Trail Blazers, w barwach których błyszczał Clyde Drexler. Team ze stanu Oregon okazał się wymagającym rywalem, ale poległ już po pięciu starciach. - Nie znaliśmy jeszcze smaku finału, a oni wręcz przeciwnie - opowiada "The Glide". - W poprzednich rozgrywkach w serii decydującej o tytule pokonali do zera Lakersów i wszyscy na nich stawiali. Eksperci dawali im jednak tylko minimalnie większe szanse. Mieli w składzie Isiah Thomasa oraz Joe Dumarsa, byli świetnie zorganizowani w defensywie i dysponowali silną ławką z Vinnie Johnsonem, Johnem Salleyem and Markiem Aguirre na czele. W NBA w tamtych czasach nie było zespołu, który nie narzekał na nieczystą grę Tłoków. W efekcie tego zawodnicy z Detroit mogli się szczycić podwójnym mistrzostwem ligi, choć mało kto ich lubił. - Prezentowaliśmy dwa zupełnie odmienne style - dodaje Drexler. - Nie bez przyczyny nadano im przydomek "Bad Boys". Grali bardzo nieczysto. Bill Laimbeer to prawdopodobnie największy ekspert w tej dziedzinie w historii koszykówki. Nienawidziliśmy ich. Najpierw próbowali zrobić ci krzywdę, a później się z tego śmiali.

Sposób gry prezentowany przez "Złych Chłopców" mógł się nie podobać, ale nie zmienia to faktu, że do historii przechodzą tylko zwycięscy, a po latach mało kto pamięta styl w jakim triumf został odniesiony. Tamte finały były też wielkim popisem Isiah Thomasa, który notował w nich 27,6 "oczka", 7 asyst, 5,2 zbiórki oraz 1,6 przechwytu. Genialnie dowodził swoimi kolegami na parkiecie, a jego dziewiąty sezon w lidze zawodowej został nagrodzony nie tylko mistrzowskim pierścieniem, lecz również statuetką MVP finałów.

Po powrocie do domu z piątego starcia finałowego przeciwko Trail Blazers, "Zeke" nie miał wesołej miny. Lynn była cała we łzach po tym jak na antenie stacji WJBK obejrzała wiadomości, w których podano, że jej mąż jest łączony z federalnym śledztwem badającym grupę przestępczą pod przewodnictwem Henry'ego Hilfa, organizującą nielegalny hazard na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Wszystko przez bliską znajomość Emmetem Denhą - wielkim fanem Tłoków, właścicielem lokalnego supermarketu oraz ojcem chrzestnym Joshuy. Federalni mieli zamiar wziąć pod lupę sporą liczbę czeków, które mężczyzna realizował dla swojego przyjaciela. W telewizji mówiono też, że Mark Aguirre wyjawił byłemu agentowi FBI, że Isiah ma problem z hazardem i obstawia wysokie stawki podczas gry w kości. Oczywiście kolega z drużyny oficjalnie wszystkiemu zaprzeczał, a Thomas wszelkie rewelacje na swój temat określił jako nonsensowne. Przyznał jedynie, że od czasu do czasu zdarzyło mu się zagrać w kości, ale stawki oscylowały od dziesięciu do trzydziestu "zielonych". Realizację czeków przez przyjaciela tłumaczył natomiast niechęcią do pokazywania się w miejscach publicznych.

- Jestem naprawdę wściekły, bo to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością - "Zeke" komentował coraz nowsze rewelacje na temat swojego problemu z hazardem. - Będę też niezwykle zdumiony, jeśli okaże się, że Emmet Denha miał z tym coś wspólnego. Uważam hazard za jedną z najgłupszych aktywności, jakich można się oddać. To pewna porażka. Tymczasem w mediach mówiło się o tym, że koszykarz grał o naprawdę wysokie stawki, a suma zrealizowanych przez jego przyjaciela czeków wynosiła około sto tysięcy dolarów.

Choć "Mikrusowi" nigdy niczego nie udowodniono, to Emmet Denha oraz Henry Hilf usłyszeli wkrótce wyroki skazujące. Przez supermarket należący do tego pierwszego przewinęło się łącznie sześć milionów dolarów, pochodzących z nielegalnego hazardu. Armen Keteyian, Harvey Araton i Martin F. Dardis przeprowadzili natomiast swoje własne śledztwo, które zakończyło się publikacją książki pt. "Money Players: Inside the New NBA". Pozycja ta stara się dowieść, że Thomas również był zaangażowany w ten proceder i zwyczajnie wymknął się z rąk wymiaru sprawiedliwości. Mężczyźni w swoim dziele piszą, że oprócz Isiah hazardzistą był też inny zawodnik Pistons - James Edwards, i że tajne spotkania, podczas których grano o niebotyczne stawki, odbywały się zazwyczaj u Emmeta Denhy i boksera Tommy'ego Hearnsa. Jeden z informatorów z przekonaniem opowiada o tym, jak Thomas podczas jednego wieczoru wygrał ćwierć miliona "kawałków", a podczas innego zgarnął pięćdziesiąt sześć tysięcy i opuścił lokal z całą sumą zawiniętą w prześcieradło. Autorzy książki ponadto rozważają możliwość ustawienia przez Thomasa i Edwardsa dwóch meczów swojej drużyny w 1989 roku. W jednym z nich "Zeke" zaprezentował się wręcz katastrofalnie, a w drugim nie wystąpił skarżąc się na pokładzie samolotu na ból głowy oraz drętwienie nóg po ciosie otrzymanym we wcześniejszym spotkaniu. Sęk jednak w tym, że kontuzję zgłosił w momencie, w którym nie mogli dowiedzieć się o niej bukmacherzy.

- Nigdy, ale to przenigdy nie byłem zaangażowany w ustawianie meczów - broni się Isiah, a James Edwards mu wtóruje. Po tym, ile wychowany w Chicago rozgrywający uczynił dla Tłoków, ciężko mu nie wierzyć, choć jego kontakty z ludźmi zamieszanymi w nielegalny hazard mogą budzić lekkie wątpliwości. Pewien niepokój wprowadza też stanowisko autorów powyższej książki, która opiera się na relacjach ludzi niewymienionych z imienia i nazwiska. - Jesteśmy gotowi bronić każdego słowa w każdym rozdziale - mówi Armen Keteyian. - Nasze źródła są prawdziwe - żyją i oddychają, a nasi prawnicy wiedzą, kim te osoby są. Wszyscy ci ludzie są również gotowi się ujawnić, jeśli zajdzie taka potrzeba. Koniec części szóstej. Kolejna już w najbliższy piątek. Bibliografia:

Chicago Tribune,  New York Times, Seattle Times, Sports Illustrated, Paul Challen - The Isiah Thomas Story, nba.com, basketball-reference.com. Poprzednie części:

Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. I Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. II Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. III Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. IV Isiah Thomas - poza Dream Teamem cz. V  

Źródło artykułu: