Polska piłka utopiona w alkoholu

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / Piotr Kucza / Na zdjęciu: Artur Boruc
Newspix / Piotr Kucza / Na zdjęciu: Artur Boruc
zdjęcie autora artykułu

Najnowsza afera związana z piciem alkoholu w kadrze jest dość niewinna. Historia polskiej piłki to historia alkoholu i alkoholików. Trudniej byłoby znaleźć tych, którzy nie pili.

Artur Boruc i Łukasz Teodorczyk - podejrzani w najnowszej "aferze" kadrowej
Artur Boruc i Łukasz Teodorczyk - podejrzani w najnowszej "aferze" kadrowej

Afera alkoholowo-karciana w reprezentacji Polski w tym roku była, trzeba przyznać,  dość delikatna. Polscy piłkarze w porównaniu ze swoimi "wielkimi" poprzednikami, to prawdziwi harcerze. Gdyby chcieć wymienić wszystkich największych polskich piłkarzy kojarzonych z alkoholem, lista musiałaby liczyć kilkaset nazwisk. Zwłaszcza dziś temat jest popularny, gdy jak grzyby po deszczu powstają nowe autobiografie sportowców utracjuszy. Dziś przypominamy kilku z nich i związane z nimi afery.

Ernest Wilimowski
Ernest Wilimowski

Ernest Wilimowski 

Legenda mówi, że w 1939 roku, wieczór przed meczem z Węgrami, ówczesnymi wicemistrzami świata, "Ezi" spędził leżąc pijany na stole bilardowym w Katowicach. W spotkaniu strzelił 3 bramki. Paweł Czado, dziennikarz "Gazety Wyborczej" i znawca piłki śląskiej, pisał, że etykieta pijaka przylgnęła do tego fenomenalnego napastnika trochę niesłusznie. Pijał on bowiem głównie słabsze alkohole (głównie upodobał sobie likiery), a fakt, że często bywał widziany w stanie wskazującym, zrzucał na swoją słabą głowę. Pewne jest, ze nie pojechał na Igrzyska Olimpijskie do Berlina w 1936 roku, a oficjalnym powodem było właśnie to, że w przeddzień spotkania z Cracovią, przegranego przez Ruch 0:9, upił się z kolegami. Według dziennikarza badającego jego życie, Andrzeja Gowarzewskiego, faktycznym powodem było zawodowstwo zawodnika.

Ernest Pohl w meczu z RFN (1961)
Ernest Pohl w meczu z RFN (1961)

Ernest Pohl

"Kiedyś przed meczem z Legią szukano go przez całą noc po wszystkich możliwych knajpach i melinach. Znalazł się w jakiejś zaspie, ocucono go więc, wrzucono do wanny z gorącą wodą i pod prysznic z zimną. Jakoś doszedł do siebie, kilka godzin zaś później wbił Legii cztery bramki. Górnik wygrał 5:1" - pisał Stefan Szczepłek w "Rzeczpospolitej".

"Ernest pije, ale Ernest gra" - to najsłynniejszy z jego cytatów. Jeden z najlepszych piłkarzy w historii polskiego futbolu był jednocześnie jednym z największych amatorów mocnych trunków jaki widział nasz futbol.

Jeden z jego kolegów z Górnika powiedział kiedyś: "Przez te kilka lat, gdy graliśmy razem, nie zdarzyło się, żeby Ernest zagrał na trzeźwo".

Z kolei Włodzimierz Lubański pisał w swoich wspomnieniach: "Był piłkarskim fenomenem, choć nie mógł być dla mnie, wówczas szesnastolatka, wzorem do naśladowania. W każdy poniedziałek przychodził na trening na dużej bani. Zresztą pił dużo i często, co nie przeszkadzało mu jednak być wielkiej klasy artystą piłki. Ćmił papierosy i twierdził stanowczo, iż to właśnie piwko i cigarety dają mu dobre samopoczucie, że gdy ma w sobie odpowiedni nabój alkoholu i dymu, staje się odporniejszy i wtedy niestraszny mu żaden przeciwnik".

Głośny był incydent, po którym Ryszard Koncewicz zawiesił go w prawach zawodnika kadry na kilka miesięcy. Stało się to w Bratysławie po przegranym meczu z Czechosłowacją. Pohl wspominał (w "Encyklopedii Fuji"): - Przed obiadem zamówiliśmy sobie po dwie butelki światowej klasy piwa, Pilsnera. Kiedy kelner je podał, podszedł Koncewicz i powiedział, że nie wolno go nam pić i odesłał kelnera. Oświadczyłem, że nie jestem dzieckiem i nikt nie będzie mi zabraniał wypicia po meczu butelki piwa. Zapłaciłem i wypiłem.

Legia z Pucharem Polski w 1955 roku. Kowal w lewym górnym rogu obok trenera Janosa Steinera
Legia z Pucharem Polski w 1955 roku. Kowal w lewym górnym rogu obok trenera Janosa Steinera

Edmund Kowal

"Kto wie, gdyby został w Warszawie, to może jeszcze by żył. Ale wrócił na Śląsk, a tam po prostu piło się więcej" - opowiadał Lucjan Brychczy, przyjaciel i partner "Epina" (oraz Pohla) z warszawskiej Legii.

Możliwe, że właśnie przez upodobanie do alkoholu zagrał zaledwie 8 razy w kadrze narodowej. Zginął tragicznie. W święta wielkanocne wybrał się do kolegi. Chciał wskoczyć do pędzącego wagonu, ale poślizgnął się i wpadł pod tramwaj, a butelka wódki, którą miał za pazuchą, zbiła się i go poraniła. Został przewieziony do szpitala specjalistycznego w Poznaniu, ale obrażenia były zbyt dotkliwe.

Widzew Łódź, Tadeusz Błachno drugi od lewej na dole, obok Zbigniewa Bońka. (fot.widzewtomy.net)
Widzew Łódź, Tadeusz Błachno drugi od lewej na dole, obok Zbigniewa Bońka. (fot.widzewtomy.net)

Tadeusz Błachno

Pewnego dnia pomocnika łódzkiego Widzewa i jego nieodłącznego kompana Henryka Dawida odwozili do domu milicjanci zaprzyjaźnieni z klubem. Błachno ledwie widział na oczy, ale uznał, że funkcjonariusze pomylili drogę. – Jak k... jedziesz, baranie! – wykrzyczał piłkarz. Trafił za kratki. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Błachno zagrał dwukrotnie w kadrze narodowej. Słynął z niesamowitej waleczności i żelaznych płuc. Oraz zamiłowania do alkoholu. Nie ma jednej nogi. Stracił ją, gdy wpadł pod tramwaj. - Raz w życiu byłem trzeźwy. Gdybym był pijany, zdążyłbym uciec - tłumaczył.

Józef Młynarczyk
Józef Młynarczyk

Józef Młynarczyk

Główny bohater słynnej "Afery na Okęciu" uchodził za jednego z najlepszych bramkarzy swoich czasów, ale też za jednego z największych imprezowiczów. Zdarzało się, że przez kilka dni nie pojawiał się na treningach Widzewa. W łódzkim klubie zastąpił Stanisława Burzyńskiego, który spowodował wypadek ze skutkiem śmiertelnym, będąc pod wpływem alkoholu. Przed ważnymi meczami prezes Widzewa Ludwik Sobolewski groził drugiemu bramkarzowi Henrykowi Boleście: "Znajdź go,bo sam będziesz bronił". Bolesta znany był ze słabszej psychiki, więc stawał na głowie i zawsze "Młynarza" potrafił odnaleźć. Po latach Młynarczyk wyszedł z nałogu.

Mirosław Okoński
Mirosław Okoński

Mirosław Okoński 

Chyba już każdy wie, że potrafił na podstawce do piwa okiwać trzech obrońców? Ten fantastyczny drybler i kolejny kandydat na polskiego George'a Besta uzależnił się od alkoholu i jeszcze bardziej od hazardu. W jednym z wywiadów przyznał, że przepuścił 2 miliony dolarów. Do Polski wrócił,  mając w kieszeni 600 tysięcy złotych ale i to szybko przepuścił.

W 2006 roku został oskarżony o kierowanie pod wpływem alkoholu. W książce "Okoń" Ryszarda Chomicza, Kazimierz Górski tłumaczył: "Miał jakby to powiedzieć, pewne słabostki. Lubił towarzystwo. Przede wszystkim miał za dobre serce. Wykorzystywali to jego koledzy. Nie tylko piłkarze, ale również z innych dyscyplin sportowych, głównie bokserzy".

Andrzej Iwan z prawej
Andrzej Iwan z prawej

Andrzej Iwan

Tego jednego z najlepszych polskich piłkarzy lat 80. odkurzyła jego znakomita autobiografia "Spalony". "Ajwen" był fantastycznym napastnikiem i to wiemy nie tylko z opowieści. W kadrze zagrał 29 razy, a gdyby nie kontuzje... Tak jak pozostali nasi bohaterowie, nie tyle nie wylewał za kołnierz, co spożywał rekordowe ilości alkoholu. Gdy wyjeżdżał z kraju w wieku 28 lat, był już wrakiem człowieka. Z czasem uzależnienie doprowadziło go do prób samobójczych.

Doszedł do siebie, choć z nałogu nigdy nie wyszedł, co najwyżej trochę go ograniczył. W wywiadzie z "PS" mówił: "Fakt, mam słaby charakter, jeśli chodzi o te sprawy. Jest jedna rzecz, która mnie denerwuje. Idę gdzieś, zamawiam kawę, a kelner mówi, że mnie zna z Kaprysu czy innej knajpy. K..., niech ktoś mi w końcu powie, że pamięta mnie z boiska! No bez przesady, przecież w międzyczasie grałem w piłkę. Mój problem polega na tym, że ja do picia nie potrzebuję kumpla. Wystarczy mi pełnia księżyca. Jestem meteopatą. Pełnia, halny, deszcz albo dzień bez słońca i już czuję się zagrożony."

Najsłynniejsza afera z jego udziałem dotyczy pobicia kelnerki (do czego się nie przyznawał) i milicjantów pod nocnym klubem w Krakowie.

Dariusz Marciniak
Dariusz Marciniak

Dariusz Marciniak

Był być może jednym z większych polskich talentów, ale nigdy nie zrobił wielkiej kariery. W kadrze zagrał zaledwie 5 razy. Zawsze wybierał alkohol. I oczywiście dziewczyny, które do niego lgnęły, bo Darek uchodził za wyjątkowego przystojniaka.

Tak wspominał go Mirosław Myśliński: "Gdy trafiłem do Śląska Wrocław, Darek był już zaawansowanym alkoholikiem. Zamykali go na wieczór. Jak wracaliśmy do koszar, musieliśmy przejść przez trzy dyżurki, a potem kładliśmy się spać w jednej sali. Ja się budziłem trzeźwy, a on kompletnie pijany. To zagadka, której nikt nie potrafił wyjaśnić. W końcu okazało się, że skumplował się z zawodnikami z sekcji podnoszenia ciężarów, którzy wynosili go razem z łóżkiem, dawali w gaz, a potem nieśli to łóżko na górę. Nikt nic nie zauważył...".

Marciniak z czasem pił coraz bardziej. To doprowadziło do jego śmierci w wieku niespełna 37 lat.

Wojciech Kowalczyk
Wojciech Kowalczyk

Wojciech Kowalczyk

Był symbolem zanikającego już pokolenia piłkarzy, które nie mogło się obyć bez alkoholu. W swojej świetnej autobiografii wspominał zgrupowania z lat 90., gdzie zawodnicy zlewali różne alkohole do wiadra i spożywali ten zabójczy koktajl. Do Kowalczyka przylgnęła łatka pijaczka, który mógł osiągnąć znacznie więcej, choć on sam uważał, że po prostu lubił się napić jak każdy. Dziś wygłasza kontrowersyjne i dość dziwaczne opinie w mediach, którymi dość regularnie daje do myślenia zawodnikom zastanawiającym się nad tym, czy uporał się z nałogiem.

Artur Boruc
Artur Boruc

Artur Boruc

Ustrzelił kadrowego hat-tricka. Najpierw była głośna afera we Lwowie, gdzie upił się z Dariuszem Dudką i Radkiem Majewskim. Miał też dobijać się do pokoju tłumaczki i to właśnie zaważyło na zawieszeniu go w prawach reprezentanta. Potem został wyrzucony z kadry przez Franciszka Smudę. Za to, że "rozprowadzał" młodszych zawodników po mieście w Chicago. Choć oficjalnie za nadmierne spożywanie alkoholu w samolocie. W końcu jest jednym z głównych podejrzanych w ostatniej "aferze kadrowej", choć ta ostatnia jest w sumie niewielka, oparta na plotkach i mocno nadmuchana przez media. Chyba z nudów.

Sławomir Peszko z Robertem Lewandowskim. Ogień i woda.
Sławomir Peszko z Robertem Lewandowskim. Ogień i woda.

Sławomir Peszko

W 2010 roku został przyłapany przez Franciszka Smudę na spożywaniu alkoholu podczas zgrupowania w Krakowie, ale obiecał, że więcej nie będzie. I wytrzymał aż do 2012 roku. Wtedy to w Niemczech wywołał awanturę w taksówce, zniszczył taksometr i został odwieziony na komisariat. Tam okazało się, że ma 1,5 promila alkoholu we krwi.

[color=black]ZOBACZ WIDEO Jerzy Engel: Taki mecz to wielka nagroda dla każdego piłkarza

[/color]

Źródło artykułu:
Czy za spożywanie alkoholu piłkarze powinni być usuwani z kadry?
Nie, piłkarz też człowiek
Tak, ale tylko w drastycznych przypadkach
Tak, bezwzględnie, kadra to nie wyjazd integracyjny
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (11)
aplikator
22.10.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
W SEJMIE NA WIEJSKIEJ PRACOWNICY MAJA RESTAURACJE GDZIE PODCZAS OBRAD SEJMU CZYLI W PRACY MOGA KUPIC WODKE.WIECKTO MA DAWAC PRZYKLAD?JUZ KILKA RAZY POKAZYWANE BYLY FILMY ZDJECIA Z KORYTAZY S Czytaj całość
avatar
Zygmunt Wejman
19.10.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Myślę że Polską piłka nożna, w wydaniu reprezentacji czy też klubu powinno się już dawno rozwiązać  
avatar
Johny Kangoo
19.10.2016
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
A gdzie Dariusz Dziekanowski??? Wylądował przecież w Szpitalu Psychiatrycznym na Sobieskiego bo w takim był już stanie. Ale chyba wyszedł z tego.  
avatar
Jerzy Oleszczuk
19.10.2016
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Szwed najechał kraj, Niemiec napadł i zaraz wokół nich było tysiące zdrajców, donosicieli, szmalcowników. Dziś mamy niezłą reprezentację, nie boimy się nikogo w Europie, to należ to zniszczyć. Czytaj całość
dopowiadacz
19.10.2016
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Jeżeli potrafią coś tam , coś tam , to nie powinni być usuwani .