Polacy na przekór trudnościom. Boba kupili od Austriaków

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP/EPA / FILIP SINGER / Na zdjęciu: Mateusz Luty oraz Krzysztof Tylkowski podczas zawodów
PAP/EPA / FILIP SINGER / Na zdjęciu: Mateusz Luty oraz Krzysztof Tylkowski podczas zawodów
zdjęcie autora artykułu

Nawet 65 tys. euro kosztują zawodowe boby. Choć sport wiąże się z dużymi wydatkami, a w Polsce trudno o odpowiednie warunki, w Korei mamy swoich reprezentantów. - W naszym domu bobsleje zawsze były głównym tematem - cieszy się Mateusz Luty.

Rywalizacja na sankach w Pjongczangu dobiegła już końca. Wkrótce do walki o olimpijskie medale przystąpią najlepsi bobsleiści globu. W tym wąskim gronie nie zabraknie Polaków. Biało-Czerwonych barw w tych zawodach będą bronić Łukasz Miedzik, Krzysztof Tylkowski, Grzegorz Kossakowski oraz Mateusz Luty.

Ten ostatni jest pilotem naszej osady. Na czym polega jego funkcja? - Chodzi o to, aby jak najszybciej i jak najbezpieczniej dowieźć wszystkich do mety. Znaleźć na torze odpowiednią wyścigową linię i popełnić jak najmniej błędów. Oczywiście mam również swoje obowiązki podczas startu, czyli pchać bobsleja jak najmocniej się tylko da - tłumaczy 28-letni sportowiec.

Ceny zawodowych sanek sięgają nawet ponad 60 tysięcy złotych. Bardzo drogie są także profesjonalne boby. - Nasza dwójka, na której obecnie startujemy, kosztowała 40 tys. euro. Jest to nowy i dobry sprzęt. Jeżeli chodzi o czwórkę, to jeszcze do niedawna nie posiadaliśmy dobrego bobsleja. Nasz poprzedni miał już 14 lat i był mocno przestarzały, dlatego w grudniu nabyliśmy boba od Austriaków. Zakup nowego wiąże się z wydatkiem na poziomie 65 tysięcy euro. Ceny bobslei są wysokie, ponieważ czas i materiały, jakich potrzeba do ich produkcji są spore. Ma tutaj znaczenie także to, czy dany model jest szybki. Liczba producentów jest niewielka, a niektóre firmy produkują sprzęt zarezerwowany jedynie dla danych państw - wyjaśnia Luty.

Na bobsleje zdecydował się postawić szybko, od razu łapiąc bakcyla. - Mając siedemnaście lat, pojechałem z kadrą na zgrupowanie do Lillehammer i spróbowałem swoich sił jako pilot. Okazało się, że całkiem nieźle mi idzie i tak jeżdżę do dzisiaj - mówi nasz bobsleista.

Jak wyglądają treningi Biało-Czerwonych? - Możemy podzielić je na dwa okresy. Od kwietnia do września pracujemy nad wytrzymałością, szybkością, skocznością i ogólną sprawnością. Trening można porównać do treningu sprinterskiego, przy czym u nas kładzie się większą uwagę na element siły. Przez ten czas zgrupowania głównie odbywają się w Polsce. Od października wchodzimy już w trening na specjalnych ścieżkach startowych i na torach, gdzie poprawiamy technikę startu i doskonalimy jazdę na torze. Oczywiście liczba zgrupowań letnich jak i tych zimowych zależy od budżetu, jakim dysponujemy - opowiada zawodnik z Kowar.

Polak zachęca młodzież, by poszła w jego ślady i spróbowała swoich sił w bobslejach. - Bobsleje trudno jest porównać z jakimkolwiek innym sportem. Łączy on w sobie wiele elementów. Jest sportem technicznym, zespołowym, wymaga precyzji, a zawodnicy doświadczają sporych przeciążeń podczas przejazdu. Potrzebna jest duża wytrzymałość, ponieważ ślizgi bardzo obciążają organizm. Aby zrozumieć ten sport, trzeba go poznać, a najlepiej zjechać i doświadczyć tego wszystkiego na własnej skórze - namawia.

Największym osiągnięciem Mateusza Lutego jest jedenaste miejsce w dwójkach w Pucharze Świata w St. Moritz oraz szósta pozycja na mistrzostwach świata juniorów w Altenbergu.

ZOBACZ WIDEO Michał Bugno z Pjongczangu: Za każdym z polskich skoczków ciągną się koreańskie demony

Źródło artykułu: