Wiktor Gumiński: Bezcenne spotkanie z siatkarskim misjonarzem

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Wyruszając pod koniec sierpnia do Wrocławia na siatkarskie mistrzostwa świata nie przypuszczałem, że po dwóch tygodniach zmagań w Hali Stulecia najbardziej utkwi mi w pamięci reprezentacja Kamerunu.

Już pierwsze słowa wypowiedziane 30 sierpnia, dzień przed rozpoczęciem mundialu, podczas oficjalnej konferencji prasowej, przez kapitana drużyny z Czarnego Lądu Jeana Patrice'a Ndakiego Mbouleta pokazały, że możliwość rywalizowania na światowym czempionacie jest dla niego i jego kolegów czymś specjalnym. - Udział w mistrzostwach świata po raz drugi z rzędu to dla nas rodzaj spełniającego się snu. Razem z kolegami bardzo się cieszę z możliwości przebywania w waszym kraju. Spodziewamy się trudnych meczów, ale oczekujemy też, że gra w siatkówkę będzie nam sprawiać radość - powiedział wówczas 35-letni kameruński atakujący. [ad=rectangle] Wspomnianą radość płynącą z uprawiania siatkówki reprezentanci Kamerunu pokazali już podczas Mistrzostw Świata 2010 we Włoszech, na których sensacyjnie wywalczyli awans do drugiej rundy. Ową promocję zapewniła im niespodziewana wygrana 3:1 nad Australią. To było ich jedyne zwycięstwo w tym turnieju, choć nie można zapomnieć także o tym, że w drugiej fazie potrafili oni również bardzo mocno postraszyć reprezentację Stanów Zjednoczonych, przegrywając z nią dopiero po tie-breaku, pomimo wcześniejszego prowadzenia 2:1 w setach. W starciach przeciwko Rosji, Portoryko oraz Czechom afrykański zespół nie zdobył choćby jednego seta.

Jako, że w sporcie historia bardzo często lubi się powtarzać, rywalem Kameruńczyków w pierwszym meczu Mistrzostw Świata 2014 był nikt inny jak żądna rewanżu za bolesną porażkę przed czterema laty Australia. Już przed rozpoczęciem imprezy było wiadomo, że jeżeli chcą oni myśleć przynajmniej o powtórzeniu osiągnięcia z poprzedniego mundialu, muszą szukać punktów przede wszystkim w swoich dwóch pierwszych pojedynkach - właśnie przeciwko siatkarzom z Antypodów oraz Wenezueli. Utrata świadomości na temat znaczenia kameruńsko-australijskiego starcia mogła jednak poważnie zagrozić przeciętnemu obserwatorowi wraz z pojawieniem się na parkiecie ekipy z Afryki.

Efektowne "cieszynki" reprezentantów Kamerunu stały się jednym z hitów mistrzostw świata w Polsce
Efektowne "cieszynki" reprezentantów Kamerunu stały się jednym z hitów mistrzostw świata w Polsce

I tu zaczyna się opowieść o tym, dlaczego reprezentanci Kamerunu tak mocno zjednali sobie polską publiczność. Krótki, około dwuminutowy filmik z niespotykanym sposobem prowadzenia przez nich rozgrzewki, nakręcony przez statystyka reprezentacji Polski Oskara Kaczmarczyka, zanotował na portalu YouTube blisko 250 tysięcy wyświetleń! To wszystko stało się jednak wraz z upływem czasu i nie mogło równać się temu, co wraz ze sporą rzeszą fanów dane mi było ujrzeć na żywo. Coś niesamowitego, unikatowego, widzianego po raz pierwszy (i być może po raz ostatni) w życiu! Charakterystyczny taniec w kółeczku, połączony ze śpiewem, oklaskami i różnego rodzaju indywidualnymi popisami, a, co najważniejsze, to wszystko przepełnione radością i optymizmem - naprawdę dla takich chwil warto żyć. Kameruńczycy zagwarantowali mi coś bardzo mile widzianego w całym, nie tylko dziennikarskim życiu - ucieczkę od rutyny i powielania utartych schematów. [nextpage]Ta scena tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, by jak najprędzej wcielić w życie jedno ze swoich przedturniejowych założeń, jakim było przeprowadzenie dłuższej rozmowy z ich trenerem Peterem Nonnenbroichem. Zaaranżowanie wywiadu odbyło się bez żadnego problemu, a Niemiec okazał się bardzo przyjaźnie nastawionym człowiekiem. W jego opowieściach na temat siatkarskich realiów w Kamerunie dało się wyczuć pasję, jaką czerpie z wykonywanej pracy, co najdobitniej obrazują wypowiedziane przez niego słowa: - Z niektórymi siatkarzami, grającymi w ojczyźnie, przebywam przez cały rok, jesteśmy jak rodzina. Największą radość sprawia mi sytuacja, kiedy widzę młodych ludzi, którym sport pomaga w uzyskaniu lepszego życia. Ponadto nie na co dzień można usłyszeć ze strony szkoleniowca informacje na temat rozgrywania meczów siatkarskich na świeżym powietrzu, w różnych warunkach pogodowych czy też pożyczaniu zawodnikom swoich własnych pieniędzy. Po zakończeniu rozmowy definitywnie doszedłem do wniosku, że Nonnenbroich śmiało zasługuje na określanie go mianem "siatkarskiego misjonarza".

Wysłuchanie opowieści o niełatwym żywocie kameruńskich zawodników sprawiło, że zacząłem patrzeć na poczynania tej kadry pod nieco innym kątem. - Siatkarze grający w klubach najczęściej przychodzą na treningi pieszo. Maszerują do sali godzinę bądź półtorej, ponieważ nie stać ich na opłacenie taksówki, kosztującej 50 centów. Po prostu nie mają pieniędzy. A jeśli dasz im te 50 centów, oni wolą je zatrzymać i kupić za to jakieś jedzenie niż wydać na dojazd - słysząc takie słowa ze strony szkoleniowca naprawdę docenia się trud, jaki ci siatkarze włożyli w to, by w ogóle znaleźć się na mistrzostwach świata. I nieważne, że zakończyli udział w nich bez żadnego zwycięstwa, bez choćby jednego zdobytego punktu i z zaledwie trzema wygranymi setami. Wyniki schodzą na drugi plan. Tym bardziej, że ambicji na pewno Kameruńczykom odmówić nie można, o czym zresztą dobitnie przekonali się na swojej skórze reprezentanci Polski.

Peter Nonnenbroich w "ojcowskiej" rozmowie ze swoimi podopiecznymi
Peter Nonnenbroich w "ojcowskiej" rozmowie ze swoimi podopiecznymi

Indywidualnie, największym beneficjentem mundialu w ekipie Nonnenbroicha został środkowy Sem Dolegombai. Swoją niezłą postawą zwrócił on uwagę działaczy słoweńskiego ACH Volley Lublana, którzy zdecydowali się na wykupienie go z FAP Yaounde. 24-letni gracz ma dzięki temu obecnie okazję do pokazywania swoich możliwości na szerokiej europejskiej arenie, a mianowicie w rozgrywkach Ligi Mistrzów. W każdym z czterech dotychczas rozegranych spotkań otrzymywał szansę gry w wyjściowym ustawieniu. Innym zawodnikiem, który notuje aktualnie swój pierwszy sezon w Europie, jest mierzący 213 cm wzrostu Yvan Kody, rozwijający swoje umiejętności we włoskiej Conad Reggio Emilii (Serie A2), pod okiem byłego znakomitego siatkarza Luki Cantagalliego.

Te przykłady dają nadzieję, że włodarze kolejnych europejskich klubów zaczną coraz śmielej zaglądać na kameruński rynek, w celu wyłowienia następnych nieoszlifowanych diamentów. Bo jak podkreślał Nonnenbroich: - Kameruńczycy mają niewiarygodny potencjał fizyczny, trudno takiego szukać w większości innych krajów. Realnie patrząc, trudno jednak spodziewać się w najbliższych latach migracji siatkarzy z tego kraju na Stary Kontynent na tak masową skalę, jaka obowiązuje choćby w piłce nożnej. Niektóre sny mają jednak do siebie to, że się spełniają. A życzenie spełnienia niektórych snów drugiemu człowiekowi jest wręcz czasami naszym ludzkim obowiązkiem. Kameruńscy zawodnicy zasługują swoimi wyrzeczeniami na to, by z całego serca życzyć im spełnienia najważniejszego z nich - snu o lepszym życiu.

Wiktor Gumiński

Źródło artykułu: