Cudem przeżyła zamach. Brak nóg jej nie zatrzymał. Otarła się o medale w Tokio

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP/EPA / Na zdjęciu: Beatrice de Lavalette
PAP/EPA / Na zdjęciu: Beatrice de Lavalette
zdjęcie autora artykułu

Zamachowiec stał tuż obok niej, chwilę później zdetonował ładunek. Beatrice de Lavalette rozmawiała wtedy przez telefon. Nie miała szans na ucieczkę. Wskutek wybuchu ledwo uszła z życiem.

W tym artykule dowiesz się o:

22 marca 2016 seria wybuchów wstrząsnęła Brukselą. Najtragiczniejszy w skutkach okazał się zamach na lotnisku. Terrorysta stanął tuż obok nastolatki rozmawiającej przez telefon.

Nagle doszło do eksplozji, przez którą zginęły 32 osoby, a 300 zostało rannych. Wśród nich znalazła się Beatrice de Lavalette - to właśnie przy niej pojawił się zamachowiec.

- Dostrzegłam światło wpadające z wejścia do hali odlotów. Pojęłam, że aby przetrwać, muszę przejść przez te drzwi. Ale nie mogłam się ruszyć. Nie miałam obu nóg - mówiła Belgijka w rozmowie z Michałem Polem.

Doznała poważnych obrażeń i oznaczono ją jako osobę, która nie przeżyje, wobec tego nie podejmowano próby jej ratowania w pierwszej kolejności. Gdy zobaczyła strażaka, podniosła rękę i przywołała go do siebie.

Diagnoza była koszmarna. Miała złamany kręgosłup, poparzenia trzeciego stopnia, straciła obie nogi i była utrzymywana w stanie śpiączki farmakologicznej.

Po latach wspominała, że jeszcze w szpitalu odwiedził ją ambasador Stanów Zjednoczonych w Belgii. Miał wtedy powiedzieć, że spotkają się na igrzyskach paraolimpijskich w Tokio. W ten sposób chciał ją podnieść na duchu.

Trafiła na leczenie do USA i to tam nastąpił moment przełomowy, w którym uznała, że się nie podda. Jej mama sprowadziła przed szpital klacz, na której de Lavalette jeździła przed zamachem.

- Choć byłam świetnym jeźdźcem, musiałam się wszystkiego uczyć od nowa. Bez nóg nie miałam kontroli nad koniem. Nie umiałam złapać równowagi w siodle - mówiła.

Ale w końcu dopięła swego. Zakwalifikowała się na igrzyska paraolimpijskie w Tokio w paraujeżdżaniu. Otarła się tam o strefę medalową, zajmując odpowiednio 5. i 6. miejsce.

- To największy cud, że dziś nadal żyję i robię to, co kocham. To błogosławieństwo w nieszczęściu, ale także rodzaj koszmaru - zakończyła Beatrice de Lavalette.

Czytaj także:Obrodziło w sukcesy paraolimpijczyków, ale to wciąż za mało. Zobacz miejsce Polski w klasyfikacji medalowejMamy kolejny medal w Tokio! Olbrzymie emocje z udziałem Szymona Sowińskiego

Źródło artykułu: