Żużel. Tak GKM stawał na nogi. Mechanicy Maxa Fricke'a mieli pełne ręce roboty

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Max Fricke na prowadzeniu
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Max Fricke na prowadzeniu
zdjęcie autora artykułu

Jeszcze kilka tygodni temu ZOOleszcz GKM był kandydatem numer jeden do spadku. Teraz drużyna jedzie znakomicie, zdobywa ważne punkty i może realnie myśleć o awansie do fazy play-off. O przemianie swojego zespołu opowiada trener Janusz Ślączka.

Do meczu ósmej kolejki z Platinum Motorem Lublin sytuacja ZOOleszcz GKM-u była fatalna. Zespół miał na swoim koncie zaledwie jeden punkt, który zdobył na inaugurację z Tauron Włókniarzem w dość szczęśliwych okolicznościach, bo rywal jechał wtedy bez Kacpra Woryny. Po drodze drużyna notowała bardzo słabe występy. Najbardziej bolesne były porażki w Krośnie i na własnym torze z Fogo Unią Leszno. Dodajmy, że światełka w tunelu nie było widać, bo zawodziła większość zawodników, a w dodatku problemy zdrowotne miał lider Nicki Pedersen. To wszystko powodowało, że wielu ekspertów widziało już grudziądzan w 1. Lidze Żużlowej.

Przełomem okazał się domowy mecz z Platinum Motorem Lublin, który podopieczni Janusza Ślączki nie tylko wygrali, ale zdobyli w nim też punkt bonusowy, sprawiając jedną z największych niespodzianek w tym sezonie PGE Ekstraligi. GKM odrobił wtedy aż 20 pkt straty z pierwszej konfrontacji. Później grudziądzanie zdołali jeszcze pokonać For Nature Solutions KS Apator i ci, którzy jeszcze niedawno skreślali zespół, teraz mówią, że ten może załapać się do play-off.

- Zaczęliśmy jechać lepiej, ale u mnie daleko do huraoptymizmu. Uważam, że nasza sytuacja jest w dalszym ciągu bardzo trudna. Jeśli chodzi o to, co zmieniło się w zespole, to mogę powiedzieć, że musieliśmy podjąć wiele różnych decyzji, by stanąć na nogi. Efekty były widoczne już podczas domowego meczu z Betard Spartą Wrocław, ale za ładny styl punktów nie dają. Mecz z Motorem wyglądał jednak już wspaniale - mówi nam trener Janusz Ślączka.

ZOBACZ WIDEO: Janusz Kołodziej mówi o negocjacjach z Fogo Unią Leszno

Prawdziwą przemianę w ZOOleszcz GKM-ie przeszedł Max Fricke. Po pierwszych kolejkach Australijczyk był uważany za największe rozczarowanie tegorocznego sezonu. Od pewnego czasu jest jednak liderem z prawdziwego zdarzenia. - Na początku sezonu Australijczyk miał duże problemy ze sprzętem. To był bardzo złożony temat - zaznacza Ślączka.

- Teraz już po czasie mogę powiedzieć, że jego mechanicy stanęli na wysokości zadania. A kłopotów było mnóstwo, bo dotyczyły one łańcuchów, kół czy sprzęgła. To wszystko składało się na jego słabą jazdę. Wiele zmieniła także obecność jego tunera Ashley'a Hollowaya na treningu w Grudziądzu - wyjaśnia trener.

Poza tym szkoleniowiec GKM-u włożył wiele wysiłku w postawienie na nogi Gleba Czugunowa. - Po serii słabych startów poprosiłem go o spotkanie, bo chciałem go wysłuchać i mu pomóc. Uważam, że ta rozmowa przyniosła efekty, choć to też nie działa tak, że efekt jest następnego dnia. Po naszym spotkaniu Gleb pojechał słabo z Betard Spartą, ale to był mecz przeciwko byłemu klubowi, a wtedy jest trudniej. Ja zdawałem sobie z tego sprawę i byłem w stanie to zrozumieć. Później Gleb spisywał się już lepiej. Od spotkania z Motorem Lublin zdobywa istotne punkty i pomaga drużynie, choć stać go na więcej - tłumaczy Ślączka. Grudziądzanie postawili też bardzo konkretnie sprawę w sprawie Frederika Jakobsena. Klub zauważył, że Duńczyk jest przemęczony po meczach w lidze angielskiej. 25-latek musiał zrezygnować z jazdy na wyspach, jeśli chciał zachować miejsce w składzie. W tym przypadku spektakularnych efektów jeszcze nie ma, ale trener Ślączka widzi postęp. W meczu z Apatorem Jakobsen zdobył tylko dwa punkty, choć trzeba pamiętać, że miał defekt na drugim miejscu.

Zobacz także: Zawodnicy już zgłaszają się do nich z ofertami Wiemy co ze zdrowiem Madsena

Źródło artykułu: WP SportoweFakty