Kłótnia zakończona tragedią. Całe miasto było w szoku

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / Mieczyslaw Szymkowski / Na zdjęciu: Edward Jancarz
Newspix / Mieczyslaw Szymkowski / Na zdjęciu: Edward Jancarz
zdjęcie autora artykułu

- To była niewiarygodna tragedia i wielka sensacja. Miasto wiedziało o jego problemach, ale nikt nie spodziewał się takiego finału - opowiada Stanisław Chomski. Legendarny Edward Jancarz zginął od ciosu nożem.

Na Balu Sportu pojawiły się pierwsze informacje, że coś stało się w domu Edwarda Jancarza. Ale nikt nawet w najgorszym scenariuszu nie przewidziałby, że mogło dojść do aż tak potwornej tragedii. Dokładnie 30 lat temu żona śmiertelnie ugodziła nożem męża. Niczym angielski esteta

Kariera Edwarda Jancarza rozpoczęła się w 1965 roku i była pasmem sukcesów. Przez cały czas zawodnik był związany ze Stalą Gorzów. Był jej legendą. Na żużlowe salony wjechał bardzo szybko. Dziesięć razy uczestniczył w finałach indywidualnych mistrzostw świata, ale najwyższe trzecie miejsce wywalczył już w 1968 roku w Göteborgu.

- To jeden z pierwszych Polaków, któremu udało zdobyć się medal. Byłem wtedy nastolatkiem i to było coś wielkiego, bo on zrobił to niedługo po uzyskaniu licencji - wspomina Stanisław Chomski, były żużlowiec, a obecnie trener gorzowskiej Stali. - Jego rozwój był błyskawiczny, a w tamtych czasach konkurencja była przecież ogromna. Nawet w kraju mieliśmy znakomitych zawodników, jak Waloszek, Woryna czy Pociejkowicz. A wtedy naprawdę decydowały głównie umiejętności, bo tory były bardzo trudne i często się rozwalały - dodaje Chomski.

ZOBACZ WIDEO Spisani na spadek, czy zdolni do niespodzianek? Gajewski o atucie beniaminka

Jancarz był także drużynowym mistrzem świata, czterokrotnym medalistą mistrzostw świata par i siedmiokrotnym drużynowym mistrzem Polski. - Brylował i wszyscy chcieli być tacy jak on. Ludzie chodzili na stadion dla niego. Na torze prezentował nienaganną techniką, ale poza tym był estetą. Jego motocykle robiły wrażenie. Niczym nie ustępowały tym z torów angielskich, a to wtedy było centrum żużla, w którym spotykała się cała śmietanka. W życiu prywatnym jego ubiór też robił wrażenie - przypomina Chomski.

Skończył się żużel, skończyło się życie

Życie Edwarda Jancarza zmieniło się w sierpniu 1984 roku. - Wtedy odbył się mecz Polska - Włochy w Gorzowie - opowiadał nam w zeszłym roku Bogusław Nowak, kolega z toru Jancarza, który jeździł z nim w jednym klubie przez 15 lat. - Ciągle mam przed oczami bieg, w którym rozegrała się ta tragedia. Jechaliśmy w nim razem, a naszym rywalem był Valentino Furlanetto - wspominała legenda Stali Gorzów.

Rywal Nowaka i Jancarza dysponował wtedy świetnymi startami. Gorzowianie wiedzieli, że będą musieli wymyślić coś specjalnego, by go pokonać. - Uzgodniliśmy, że ja będę atakować go przy krawężniku, a Edek po szerokiej. Byliśmy przekonani, że Furlanetto obu nas nie upilnuje - relacjonował Nowak.

Szalona pogoń zakończyła się fatalnym wypadkiem. Uderzony motocyklem Jancarz wyleciał w powietrze i z całym impetem uderzył głową w tor. Dodatkowo wpadły w niego inne motocykle. Trafił do szpitala. Lekarze zdołali go uratować. Mówili, że wydarzył się cud, ale to wydarzenie całkowicie zmieniło jego życie.

- Wrócił na tor, ale był cieniem samego siebie. Nie mógł się z tym pogodzić. Zabrakło meczów, kibiców, oklasków, a pojawiły się problemy osobiste, z którymi nie mógł się uporać - wspominał Nowak. A sam Jancarz miał podobno wtedy mówić, że kiedy skończył się sport, a ściślej żużel, skończyło się życie.

Śmiertelny cios od żony

Sportowy dramat zaczął szybko przekładać się na problemy w życiu osobistym. Jancarz nie potrafił się w nim odnaleźć i uciekł w alkohol. Za każdym razem, kiedy po niego sięgał, zmieniał się nie do poznania.

11 stycznia 1992 roku doszło do tragedii. W jednym z gorzowskich hoteli odbywał się Bal Sportu. - Pamiętam dobrze ten dzień. Już w trakcie tej uroczystości po stolikach zaczęła krążyć informacja, że w domu Edwarda Jancarza coś się wydarzyło. Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że skutki są tak tragiczne. Następnego dnia okazało się, że on nie żyje. To była niewiarygodna tragedia i wielka sensacja. Miasto wiedziało o jego problemach, ale nikt nie spodziewał się takiego finału - wspomina trener Chomski.

Dramat rozegrał się niecałe dwa kilometry od hotelu, w jednej z wilii przy ulicy Chodkiewicza. Podczas domowej kłótni Edward Jancarz został śmiertelnie ugodzony nożem przez swoją drugą żonę Katarzynę.

W Gorzowie pamiętają o nim do dziś. Od 1992 w mieście rozgrywany jest coroczny Memoriał im. Edwarda Jancarza. Jego imię nosi gorzowski stadion żużlowy oraz jedna z gorzowskich ulic. W grudniu 2005 roku doszło do uroczystego odsłonięcia jego pomnika.

Zobacz także: Zdecydowana reakcja na słowa Fajdka Najman odpowiada Fajdkowi

Źródło artykułu:
Komentarze (13)
avatar
Grze-chotnik
12.01.2022
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Jancarza nie da się zapomnieć...  
avatar
Adela Rozen
11.01.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czyli niby co , za mało ją bił ?  
avatar
PABL0
11.01.2022
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Pamiętam rok 2001 - stadion w Gorzowie, drewniane ławki, słonecznik i piwo. A w sektorze starszy z lekka wcięty kibic, który cały mecz co parę minut intonował: "Nie ma lepszego, od Edzia J Czytaj całość
avatar
Dziadu
11.01.2022
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Eddy, Eddy, Eddy!!!!!!! Pochylamy się nad mistrzem którego już nie ma, a ilu byłych super rajderów jest obok nas!!!! Widujemy dziennie i niby poznajemy, ale wstydzimy się wydusić dobre słowo - Czytaj całość
avatar
Bonzo65
11.01.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Eddy to był gość, Marlboro i nienaganny wystrój takiego go zapamiętałem na finale w Lesznie w 80 tych latach ,w tamtych czasach prawdziwy rekin