Koniec nadziei. "Drony namierzyły ciało"
Potwierdziły się najgorsze przypuszczenia po tragicznym wypadku w Andach. Jak informuje Centrum Ratownictwa Alpejskiego El Chalten, nie ma szans, by Corrado "Korra" Pesce był żywy. Jego ciało zostało już namierzone przez drony.
Codo dodała, że Pesce "nie może już żyć". Ze wspinaczem w mediach społecznościowych pożegnała się także jego siostra.
Do tragicznego wypadku doszło na górze Cerro Torre w Andach w piątkowy wieczór. Podczas przerwy we wspinaczce w Pesce i jego towarzysza, lokalnego przewodnika Tomasa Aguilo, uderzyła lawina lodu i skał.
Aguilo doznał złamań obojczyka i żeber, w wyniku których doszło do zapadnięcia się płuca. Obrażenia Pesce były znacznie gorsze. Miał złamaną miednicę i prawdopodobnie złamany kręgosłup. Nie mógł się ruszyć.
Aguilo zdołał znaleźć małe urządzenie satelitarne, z którego po trzech godzinach udało mu się wysłać wiadomość. Zszedł jak najdalej ze skały, a następnego dnia został odnaleziony przez ratowników i przetransportowany helikopterem do szpitala. Jego stan jest już stabilny.
Ratownicy próbowali szukać Pesce, który leżał w odległym i niedostępnym miejscu. Dodatkowo w poszukiwaniach przeszkadzała pogoda. Ostatecznie ciało namierzyły drony.
Pesce miał 41 lat. Urodził się we Włoszech. Od 2009 r. był przewodnikiem po górach. Był znany z wielu wędrówek po Alpach, Patagonii i Himalajach.
Czytaj też:
-> Ministerstwo sportu odpowiedziało nam, ile pieniędzy przekazało himalaistom. Jest zaskoczenie
-> Nie żyje Ryszard Dmoch